niedziela, 8 lutego 2015

Ziarno prawdy

Czyli polskich kryminałów ciąg dalszy. Zupełnie inny klimat niż w "Fotografie", o którym pisałam poprzednio. Przyznam, że książki Miłoszewsikego nie czytałam, więc nie wiem, czy chwalić/krytykować pisarza czy reżysera.

Bawić się na tym filmie można nieźle - nastawić się jednak trzeba na historię bardzo typową, prosto z kryminalnej foremki. Główna postać - prokurator. Oczywiście z przeszłością, problemami, bez rodziny, niepotrafiący wchodzić w związki. Aż dziw, że nie alkoholik. Mamy małe miasteczko. Jak to małe miasteczko, do bólu przesądne i konserwatywne. Zastanawiam się czasem, czy ludzie, którzy o miasteczkach historie wymyślają, naprawdę myślą, że przekrój społeczny jest tak zero-jedynkowy? Chyba tak. Mamy i morderstwa. Ale nie jakieś tam zwykłe zwłoki w jeziorze! Mamy mordy rytualne, które obudzić mają polsko-żydowskie demony. Mamy klucz biblijny, prawdziwą gratkę w polskim kinie. Te złowrogie wersety Starego Testamentu, o zemście, o Bogu zazdrosnym i karzącym... Zawsze znajdzie się jakaś linijka Biblii pasująca do odczytania nas zwłokami. A w "Ziarnie prawdy", nawet tajemnicze napisy na obrazie w kościele mamy, takie rzeczy! Jak już przy kościele jesteśmy - Kościół katolicki zostaje kilka razy podgryziony w łydkę, dziw, że jeszcze nikt przeciwko filmowi nie pikietował. To w kościele wisi antysemicki obraz (zakryty co prawda podobizną papieża), prokuratora nie obchodzi czy zabił "zmartwychwstały Wojtyła", a o samej organizacji bardzo niepochlebnie wyraża się jedna z głównych postaci, która oburza się łączeniem patriotyzmu z katolicyzmem. Ale jest i odbicie piłeczki w drugą stronę - ksiądz opowiadający ironicznie, że nie uważał na zajęciach z hebrajskiego, bo był zmęczony po pogromach. Jest dystans, którego tak bardzo w polskiej sztuce brakuje. Chwali się. Ale próba zerwania z bogoojczyźnianą wizją świata to naprawdę za mało na dobry film.

Sama zagadka zbyt skomplikowana nie jest. Jej rozwiązanie też mało oryginalne, nic wielce zaskakującego. Tak więc, jeśli ktoś nastawi się na obejrzenie kryminalnej historyjki, malowniczego Sandomierza, kruków nad trupami i takiej tam otoczki, może być zadowolony. Jeśli ktoś chciałby w opowieść wsiąknąć, wczuć się w role bohaterów, poczuć dreszczyk, to raczej trafił pod zły adres. Chyba, że ma 12 lat.

Film jest płaski. Nie trzyma w napięciu. Nie wciska w fotel, nie wciąga. Bohaterowie też nie budzą wielu emocji. Żadnej sympatii ani niechęci. Wiele jest filmów, w których zakończenia też można się domyślić, jednak reżyser potrafi utrzymać uwagę i sprawić, że popcorn ci wystygnie.

5/10. Nie żałuję pieniędzy na bilet, ale można było spożytkować je lepiej.